Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód.
- Paulo Coelho
____________________________
Ludzie zwykle mówią, że nasze życie składa się z wyborów, których my sami świadomie dokonujemy. Prawie zawsze mają racje, nie można im tego zarzucić. Większość z nich myśli filozoficznie lub chociaż stara się. Za każdym razem, kiedy wydaje im się, że powiedzieli coś mądrego, pałają się dumą z własnych słów.
Często jednak się mylą. Niektóre wybory dokonują za nas inni. Wchodzą ‘z butami’ w nasze życie, starają się odwrócić je w inną stronę. Jednego dnia masz plany, wielkie nadzieje co do kolejnego dnia. W następnej minucie, twoje wnętrzności zaciskają się, kiedy ktoś dokonuje wyboru za ciebie. Wyboru, który teraz sprawił, że twoje życie nie będzie już takie samo.
Dwójka malutkich dzieci, około czterech lat, bawi się w ogrodzie. Próbują złapać malutką latającą miotłę, ich nóżki pędzą ile sił w nogach. Śmieją się, a ich śmiech roznosi się po całym terenie starej posiadłości. Gdyby nie dźwięki, które wydają, ich delikatne głosy, ogród byłby smutny. Mimo bogatej roślinności, pięknych kwiatów, porośniętym bluszczem ceglanego muru, biały potężny dom byłby smutny. Nawet mimo magii w każdym jego kącie.
W pewnym momencie słychać cichy pisk, jakby przyćmiony. Malutka dziewczynka upada na ziemię, po potknięciu się o jeden z wolno leżących kamieni. Jej rączka przez chwilę jeszcze ciągnie do przodu, w końcu chwytając miotełkę. Mimo lekkiego bólu, jej twarz rozjaśnia uroczy, szeroki uśmiech. Dobiega do niej chłopczyk o blond włosach, niemal białych, w jego stalowoszarych oczach powoli gaśnie radość, kiedy widzi dużą ranę na jej kolanie. Ona tego nie zauważa. Szybko, z całą siłą w małych rączkach, przyciąga do siebie miotełkę i trzyma ją przy sobie, jej zielone oczy śmieją się w jego stronę.
- Złapałam. – oznajmia dumnie, po chwili na jej ustach pojawia się złośliwy uśmieszek.
On tylko kiwa głową, jego wzrok nadal skupiony na jej ranie. Zdarła sobie skórę, jeszcze nigdy nie widział, żeby jej to nie obchodziło.
- Twoja mama musi to zobaczyć. – mówi niewyraźnie, podnosząc wzrok do jej twarzy.
Dziewczynka wygląda na lekko obrażoną, że bardziej zainteresowany jest jakąś zwykłą raną, niż faktem, że właśnie przegoniła go i pierwsza złapała miotełkę.
- Mieliśmy latać. – protestuje, kręcąc żwawo głową, jej bechanowe włosy splątane od godzin zabawy na świeżym powietrzu i wyjmowaniu z nich trawy, która dostała się tam, kiedy udała się po zabawkę w jeden z krzewów.
Oczywiście, dla niego jej zdanie mało się liczy. Zabiera jej miotełkę, wykorzystując to, że ma więcej siły i wyciąga rękę w jej stronę w miły geście. Ona ignoruje ją i dzielnie wstaje sama, próbując pokazać mu, że jest samodzielną. Ma już w końcu cztery lata. Dziewczynka stoi chwilę, rozglądając się jakby nie wiedziała gdzie iść. W końcu chłopczyk, bez krzty spłoszenia chwyta jej rączkę i prowadzi przez dróżki w stronę posiadłości.
Na przestrzeni kilku lat, dwójka zbliża się i oddala na przemian. Czasami kłócą się, biją, wyzywają najgorszymi wyzwiskami, nieważne czy wymyślają je na poczekaniu, czy może są one prawdziwe. Są także momenty w których dokuczają skrzatom domowym, bawią się w ogrodzie, ganiają po korytarzach, skaczą po łóżkach w sypialniach, rozmawiają o Hogwarcie, szkole do której niedługo pójdą.
W wieku lat dziewięciu, dzieci zaczynają przezywać dziewczynkę, wytykając każdy szczegół jej twarzy. Ona nie skarży na nie, nie została tak nauczona. Nie płacze, przyjmuje każdą obelgę jakby bez reakcji. Inne dzieci jej tego zazdroszczą, całej odwagi i dumny którą w niej widzą. Gdyby tylko wiedziały, że kiedy jest sama, płacze z tego powodu.
Za każdym razem, kiedy on widzi jak jej ramiona opadają, a oczy zaczynają lśnić łzami, wybucha śmiechem. Dziewczynka czuje się wtedy głupio, uważnie wsłuchuje się w każde słowo, które z taką łatwością wypływa z jego ust, jakby wcale nie musiał myśleć o tym co chce powiedzieć. Dodaje jej odwagi, powoli sprawia, że dziewczynka nabiera więcej wiary w siebie, może nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Nie chce w jego oczach być słabym ogniwem. Jej duma jest na to za wielka.
W wieku lat jedenastu idą do Hogwartu. Oboje trafiają do Slytherinu, noszą srebrno-zielone barwy, głowy wysoko. Król i królowa domu, mimo, że on czasami zastanawia się dlaczego dziewczyna nie wylądowała w jakimkolwiek innym domu. Jest jedną z najmądrzejszych uczennic w Slytherinie, co mogło umieścić ją w Ravenclawie. Puchonem jednak być nie mogła. Dziewczyna nie cechuje się spokojem lub uczciwością. Jest sarkastyczna, przebiegła, pyskata, wybuchowa i posiada wiele innych ciekawych cech, z których dumny u niej mógłby być sam Salazar Slytherin. Ma także czystą krew.
Pamiętał jak pod koniec każdego roku coraz mniej się spotykali, coraz mniej rozmawiali, mimo, że sprawiała wrażenie bycia dookoła prawie cały czas. Nie zwracał na to uwagi. Kiedy ich matki spotykały się w wakacje, oni musieli odnowić więź, którą mieli. Głównie odrabiali prace domowe zadane na wakacje. Większość czasu spędzali w ciszy, czasami wymieniając się suchymi uwagami. Nie obchodziło go czy tam była czy nie, czy ze sobą rozmawiali lub czy raczej nie odzywali się ani słowem. Więź, którą kiedyś mieli, jeśli w ogóle mieli, zniknęła prawie całkowicie. Nie widział szans ani potrzeby odnawiania jej. Zostało kilka lat, potem rozejdą się na dobre. On osobiście nie widział sensu odnawiania czegoś co zniknie na dobre za jakiś czas.
Szósty rok okazał się inny. Ona od początku wydawała się byś inna. Możliwe, że cała sytuacja ją przytłaczała, sprawiała, że była cichsza. Kilka razy złapał ją na przyglądaniu mu się. Nie spodobały mu się emocje w jej oczach. Cała troska, litość, wszystko czego nie powinno tam być od roku czwartego. Od momentu w którym go spoliczkowała i wygarnęła mu co o nim myśli, w jednym z pustych korytarzy. Nie ruszyło go to, kiedy w głową w górze wyprzedziła go i udała się do pokoju wspólnego sama. Stał tam jeszcze chwilę, dopóki nie zniknęła. Jego ego mówiło mu, że kolejnego dnia jej przejdzie. Niestety nigdy jej nie przeszło. Zaczęła zadawać się z dziewczynami, a z ich paczką spędzała coraz mniej czasu.
Kiedy on miał problemy, ona dumnie pilnowała, że nikt nie zepsuje mu reputacji. Ponieważ jego, wpływała także na reputacje jej samej i chłopaków.
Rok siódmy był dla nich obojga piekłem na ziemi. Dla każdego. Nie byli wyjątkami.
Do tego, kiedy prochy Bitwy o Hogwart opadły ich życia miały zmienić się jeszcze bardziej.
JUPI JA JEJ! MARTA BLOGA ZAŁOŻYŁA! CIESZMY SIĘ LUDU!
OdpowiedzUsuńA tak na serio to prolog: *o* ; *.* ; ^o^ itp.
Weź rozdział pierwszy pisz szybciutko bo Angela doczekać się nie może, no... A jak patrzyłam na posta, to coś mało tam masz .. ;c
Kurna jaka ja nieogarnięta ._. Chodź w tematyce potterowskiej zawsze taka jestem. To to, to tamto i ekscytacja w wykonaniu Abs. Godna Willow, jeśli wiesz o co mi chodzi. Merlinie Marta, jak tego szybko nie napiszesz, to nie będziesz Paną Hoechlin, zrozumiano?
No już pisz! I mnie poinformuj :d